KRYZYS

„Do odważnych świat należy” –  tak się kiedyś mówiło.
W 1993 roku (czyli 16 lat minęło) odważyłam się i postawiłam sklep.
Mój. Własny. Stworzony wg mojej wizji. Moja „krówka”.
Początki jak zawsze – trudne. Ale, że jestem cierpliwa i pracy się nie boję,  po 3 latach
można już było mówić o zadowoleniu z podjętej decyzji.
Wystarczyło i dla siebie i na podzielenie się z państwem.
Aż nadszedł rok 2000.
A właściwie  czas przed nim.
Spekulowało się wtedy, że nadchodzi koniec świata.  
Bano się „pluskwy milenijnej”. Zabezpieczano komputery.
Co to się miało 31.12.1999/1.01.2000 nie wydarzyć?
I co?
A jednak się wydarzyło.
Pojawił się „kryzys”.
Trudno go było zauważyć. Był malutki.
Jakby proroczo nazwano go „pluskwą milenijną”. 
Jak każda pluskwa początkowo był w stanie uśpienia
(podobno pluskwy mogą żyć bez jedzenia nawet  kilka lat).
Przez kolejne lata powoli wysysał co mu smakowało i dziś urósł.
Dziś już  go widać , daje się dobrze we znaki.

Dla pocieszenia siebie, nie tylko u mnie widać jego obecność.

Przeanalizowałam ostatnie 11 lat pracy mojego sklepiku.
I właśnie zdałam sobie sprawę z tej „milenijnej pluskwy”.
Z jej  destrukcyjnej działalności.
W 1998 roku obroty i dochody były zadowalające, jak na mój malutki osiedlowy sklepik.
Wymyślałam różne formy reklamy. Fajnie się pracowało.
W  1999 roku już się kombinowało na temat „końca świata”. Nastroje klientów bywały różne.
A „pogoda” natychmiast przenosi się na handel. Stąd w 1999r. obroty spadły o ok. 5%.
Jednak „pluskwy milenijnej” nie stwierdzono. Więc i nastroje klientom wróciły. Obrot wzrósł nawet o 10%. Starczało i na koszty i na inwestycje bieżące.
I to by było na tyle.
Autentyczny kryzys rozpoczął się w 2002 roku.
Na dzień dzisiejszy sklep pracuje tylko na 50%.
Trudno związać koniec z końcem.
Strach pomyśleć co będzie dalej.

Pracownicy mogą liczyć na pomoc państwa? Zasiłki, półbezrobocia…
Ja?
Koniec świata.
🙂