KOMUNIJNY PREZENT

W piątek do mojego sklepiku weszło dwóch chłopczyków.
Jeden zajadał się czipsami, drugi łakomie zerkał na kolegę i na jego menu..
Na pierwszy rzut oka mieli 9 – 10 lat.
Właściwie to przyjechali na rowerach, ale zostawili je pod sklepikiem.
Ten z czipsami zwrócił się do kolegi, żeby miał oko na rowery, zaś sam podszedł do lady.
– Jeszcze nie sprzedała pani tej linijki za 1,50? – bez „dzień dobry” zapytał ciamkając zjadanymi czipsami.
Spojrzałam na niego i od razu zawyrokowałam w myśli:  „to pewnie od tych czipsów taki nalany”.
Chłopiec rzeczywiście był wyjątkowo „duży”.
Że też rodzice pozwalają swoim dzieciom zajadać się tym-czymś.
No cóż… Ja kiedy wychowywałam moje dzieci … nie było jeszcze czipsów.
Zaraz też sobie przypomniałam, że pytał o tę linijkę wczoraj.
Chciał ją kupić, ale nie miał pieniędzy. Miał przyjść później. Przyszedł dzisiaj.
– Jeszcze nie sprzedałam – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Chłopiec szybko przeliczył drobne, które trzymał w ręce.
– A sprzeda mi ją pani za 80 groszy? – zapytał.
Popatrzyłam na niego, na jego czipsy i pomyślałam sobie, że pewnie wydał kasę właśnie na czipsy.
Ach te dzieciaki…
Pewnie gdyby nie te czipsy i gdyby było „dzień dobry” i tak ogólnie gdyby było w nim więcej dziecka w dziecku niż „małego cwaniaczka” byśmy się dogadali.
A tak…
– Wiesz, jak moje dzieci chodziły do szkoły, to wszelkie wydatki związane ze szkołą pokrywali rodzice, choć czasy wcale nie były łatwiejsze. Przyjdź jak będziesz miał całą kasę, a ja tymczasem  zatrzymam ją dla ciebie. 
– No, a nie może mi pani sprezentować 70 groszy? – pewny siebie odpowiada mi chłopiec.
– A to z jakiej racji? – tak mnie zaskoczył swoją zuchwałością, że nie widziałam co mam mu odpowiedzieć.
– No, bo w niedzielę mam komunię?
No proszę.
– Pewnie chciałeś powiedzieć, że w niedzielę przyjmiesz Pierwszą Komunię?…
A prezent, jak prezent. Zawsze przy okazji. Prawda?
– ? –
Chyba nie zrozumieliśmy się, bo chłopiec,  jakby nie dosłyszał – wyszedł.

….

Kiedyś sobie pomyślałam, że jako chrześcijanka powinnam przynajmniej raz przeczytać Biblię.
Tak od początku do końca. Od deski do deski.
Mądrzejsi ode mnie w „temacie” radzili by czytać wyrywkowo. Tematycznie. Różnie.
Ale ja postanowiłam jednak, że przeczytam tak,  jak ją wielcy tego świata złożyli.
Wyrywkowo, urywkami czytają w kościele. W domu mogę po swojemu.
Zaczęłam dwa lata temu.
I tak doszłam do Listu Jeremiasza (Księga Barucha).
Przeczytałam go aż trzy razy…

….

Najlepiej medytuje mi się na działce.
Dziś deszcz „odrobił” za mnie lekcje.
Miałam więc dużo wolnego czasu …
„Po głowie chodził” mi właśnie chłopiec z czipsami i Jeremiasz…
???
Nie znam odpowiedzi.