SEN PROROCZY

Dziś „andrzejki”.
Dzień wróżb i magii.

Na godzinę przed zamknięciem sklepu przyszedł klient.
Chciał zamienić 10-złotówki na „grubsze”.
Rano miał jechać po towar.

W sklepie były jeszcze dwie klientki,
a że nie były zdecydowane w zakupach,
więc ten mężczyzna jakby „wcisnął się” w kolejkę.
Nie lubię takiego handlu.

Mężczyzna natychmiast skupia na sobie uwagę wszystkich.
Wyciąga furę pieniędzy i „machając” nimi przelicza 10-złotówki.
– 300 – mówi. – Zamieni pani na setki.
– Pan się nie boi  tak nosić pieniędzy? – pyta go zdziwiona jedna z klientek.
– To tylko pieniądze – odpowiada. – No, zamieni pani? – zwraca się do mnie.
Bardzo mu się spieszyło. Był po lekkim alkoholu. Akcent nie polski.
Nie lubię takiego pośpiechu.

Natychmiast przypomniał mi się dzisiejszy sen.
Śniłam, że z plastikowych butelek po „Muszyniance” i rondla  zrobiłam coś,  co miało być zniczem.
Wyglądał jak znicz olimpijski. Szeroki i płaski.
Palił się na całej powierzchni małym krótkim spokojnym płomieniem.
Jednak po krótkim czasie doszłam do wniosku, że plastik to nie wosk.
Na pewno zanieczyszcza środowisko.
Na dodatek zapach palącego się plastiku też nie był szczególny.
Znicz zgasiłam.
Obudziwszy się, zastanawiałam się –  co też ten sen może znaczyć.
Zajrzałam do sennika, ale nic konkretnego nie wyczytałam.
Zwykle, jak mi się śni ogień, to sygnał o możliwej stracie, kradzieży itp.
Czyli muszę mieć się na baczności.
Nie lubię takich snów.

„Skoro w tym momencie przypomniał mi się ten sen,
to może ten „gość”” – pomyśłałam sobie.
„Muszę się mieć na baczności” – powiedziałam do siebie.
– Zamienię, ale tylko 100 złotych. Nie potrzebuję tylu dziesiątek – mówię spokojnie.
– 200 – on na to.
Nie zgodziłam się.
– Pani, gdzie ja teraz te dziesiatki. Rano po towar – prosi.
– Dobrze, ale tylko 150 złotych.
Odlicza, rzucając kolejne dziesiątki na ladę.
– 15 – pewnie mówi.
Sprawdzam także kładąc kolejne dziesiątki na ladę.
Jest 14 dziesiątek.
Sprawdzam drugi raz w taki sam sposób, kładąc kolejno jedną po drugiej na ladę.
On patrzy.
Rzeczywiście jest 14 dziesiątek.
– Jest tylko 14 – mówię.
Zdziwiony – sprawdza sam, kładąc kolejno jedną po drugiej na ladzie.
Rzeczywiście 14 dziesiątek.
Bierze wszystkie „14 dziesiątek” w ręce.
Składa je na pół.
Przelicza jeszcze raz odchylajć połówki, aż ukazała się cała dziesiątka.
Patrzę mu na ręce.
Razem liczymy.
Rzeczywiście jest 14 dziesiątek.
Kadzie złożony plik tych 14 dziesiątek na ladzie i wyciąga dodatkową brakującą 15 dziesiątkę.
Teraz się zgadza.
Birę plik do ręki.
Dokładam do niego piętnastą dziesiątkę.
Wypłacam 150 złotych.
On dziękuje i wychodzi.

Po chwili, gdy już obsłużyłam klientki, spojrzałam na plik tych dziesiątek.
„A może któraś jest fałszywa?” – pomyśłaam sobie.
Może to jeszcze nie koniec snu?

Biorę je do ręki, żeby sprawdzić na wyświetlaczu.
Każdą dziesiątkę podkładam i zupłenie bez zastanowienia (więcej z przyzwyczajenia) liczę.
Wyświetlają się prawdziwe.
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem i … osiem.
Sprawdzam jeszcze raz.
Jest osiem.
Jeszcze raz.
Osiem.
Co jest?

A tak się miałam na baczności.
Tak go pilnowałam.
W którym momencie?

Nauczka:
KAŻDY PIENIĄDZE LICZY DLA SIEBIE.