ŁABĘDŹ -WYSZUKANY ROWER

Akcentem minionego tygodnia jest rower. Otóż kupiłam sobie nowy rower  – nówkę polskiej produkcji,  biało-czarny  „Łabędź” firmy Burhardt, najmniejszy rozmiar jaki udało mi się wyszukać w Internecie. Kupiłam go na aukcji na Allegro za 1000 zł. Według opisu waży 15 kg, ramę ma aluminiową, widelce stalowe. Właśnie takiego szukałam. Przyszedł nie cały złożony – siedzenie, kierownica i pedały trzeba było przykręcić samemu. Małżonek nie miał z tym problemu, ale zostały dwie „śrubki” i nie wiedzieliśmy co z nimi zrobić. Zadzwoniliśmy do firmy i wszystko się wyjaśniło. Okazało się, że mogą być potrzebne, gdybym chciała sobie na kierownicę dokupić koszyczek.

Dlaczego kupiłam sobie nowy rower? Historia była taka.

Młodzi (Dorotka z Maćkiem) robią porządek w piwnicy. Przygotowują pomieszczenie na mini studio dźwiękowe dla Dorotki. Wśród różnych staroci, był rower „Amator” – rower  mojego małżonka jeszcze z czasów szkolno – studenckich. Przestał w piwnicy 40 lat!  Myśleli wystawić go na śmietnik, ale okazało się, że można go wyremontować za 200 zł i będzie jak nowy, bo w rzeczywistości to nie był zniszczony. I tak Maciek stał się posiadaczem roweru. Pomyślałam sobie, że przydałby się jakiś rower także i Dorotce. Mogliby razem wyjeżdżać na rowerowe wycieczki za miasto. I wpadłam na pomysł, że przecież mogłabym oddać im swoją różową damkę, którą zafundowałam sobie w ubiegłym roku z komisu za 500 zł, a kupić sobie drugą . Nie musi być nówka. Najważniejsze, żeby była mniejsza i lżejsza, bo niestety starzeję się i coraz trudniej mi wsiadać.  Dorotka ucieszyła się z mojej propozycji, a ja zaczęłam szukać sobie nowej damki. Zaczęłam od Internetu, żeby zorientować się co jest teraz na rynku i jakie są ceny. A potem odwiedziłam radomski komis rowerowy i kilka sklepów. Niestety nie znalazłam dla siebie nic, co by sprostało moim wymaganiom. Była jedna w salonie rowerowym,  nawet ładna, na mniejszych kołach, ale mimo wszystko jakby za duża. Już ją nawet zarezerwowałam na jeden dzień. Potem byłam w innym sklepiku – też była ładna dameczka za niecałe 900 zł.  I tę pewnie bym kupiła. Wszystko mi odpowiadało: mała aluminiowa rama, małe koła. Przymierzyłam się do niej. Fajna, tylko za wysokie było siedzenie, ale miało z tym nie być problemu, bo dałoby się je obniżyć, albo wymienić na inny rodzaj. Poszedł sprzedawca po klucze, a ja w wolnej chwili przypomniałam sobie, jak w Internecie przestrzegano kupujących, żeby wszystko w rowerze sprawdzać, nawet czy rama na pewno jest aluminiowa, bo sprzedawcy często oszukują. Nosiłam więc ze sobą na wszelki wypadek magnes i gdy sprzedawca poszedł po klucze to ja właśnie wyciągnęłam z torebki ten magnes i sprawdziłam tę ramę. Okazało się, że niestety rama jest stalowa. Ależ było mi głupio. Gdy tylko sprzedawca przyszedł z kluczami  od razu mu podziękowałam za szczere chęci i powiedziałam o swoim odkryciu. Nawet nie próbował się tłumaczyć. Oczywiście zaraz moim odkryciem podzieliłam się z rodziną i ze znajomymi. Wszyscy byli oburzeniu, ale cóż … życie.

Wróciłam na Internet. Mailowałam do kilku firm. Wszyscy uprzejmie odpowiadali mi na moje pytania. Aż trafiłam na sklep internetowy  Agito i na ostatni dzień aukcji na „Łabędzia” i na „Retro” firmy „Burghart”. Sprzedawczyni była tak uprzejma, że nawet zmierzyła mi obydwie wysokości  od podłogi do ramy . „Łabędź” był niższy, choć bardziej ze zdjęcia podobał mi się „Retro”. Poprosiłam Dorotkę, żeby przez swoje konto zamówiła dla mnie właśnie „Łabędzia”.   Biało- czarna dameczka, jak łabędź,  przyszła  za kilka dni. Razem z przesyłką zapłaciłam za nią 1019zł. Zaraz po rozpakowaniu wyciągnęłam magnes. Rama była … aluminiowa. Jestem bardzo zadowolona. Dorotka także.indeks