Po pół roku nie pisania – i wiadomości się przestarzały.
Nie będę więc wracać do rekordu Guinnessa w szachach. Było – minęło.
Jedno jest pewne. Podziwiam p.Marka Niedźwieckiego za jego wytrwałość
w promowaniu szachów. Przede wszystkim wśród dzieci.
No, ale nie tylko szachami się żyje. Właśnie zakończyłam sezon na moich czterech arach. I to właśnie one, te cztery ary, całkowicie mnie pochłonęły w tym
roku. Zaniedbałam wiele rzeczy, także aktualizację swojej www. Ale nie był to czas stracony.Kontakt z naturą uwrażliwia, ubogaca wyobraźnię i ładuje akumulatory.
A praca fizyczna – umięśnia, udrożnia płuca. Uszlachetnia. Tego mi właśnie w ostatnich latach brakowało.
Plon tegoroczny to: „Baśń o Eulalii”, „Baśń o białych liliach” i w opracowaniu „Baśń o wodnej lilli”. A poza tym: własne ogórki, marchewka,
pietruszka, dynia makaronowa na placki, nie mówiąc o kabaczkach i
cukiniach przez całe wakacje. Po prostu rewelacja. Swoje to swoje. Spożywając
swoje plony widzisz cały okres pracy nad nimi. Kopanie, plewienie, nawożenie…
Nigdy dotychczas nad jedzeniem tak się nie zastanawiałam. Teraz, gdy coś sobie dokupuję, od razu myślę, ile w nich jest natury, a ile chemii.
Z tematów , które mnie nakręcają do życia , to także moje Koło Poezji Nie-Odkrytej „Szuflada”. Moje, bo byłam jego współorganizatorką. Na ostatnie spotkanie zaprosiłam panią Janinę Godlewską.
Bardzo starsza pani, żyjąca we własnym świcie, ale uśmiechnięta, do nikogo żalu, ani pretensji – pisze bardzo ładne wiersze. Ma już swój dorobek literacki – trzy książeczki. Ciekawie recytuje swoje wiersze. Była już kilka razy w naszej
„Szufladzie”. Podobała mi się. Dlatego chciałam, aby dała się nam bardziej poznać.
Prawdziwy poeta powie 3, 5 wierszy na wieczór, po czym zachęci do kupienia tomiku, by poznawać dalsze. Pani Janina przeczytała znacznie więcej, nie zachęcała do kupowania tomiku, ale chciała opowiedzieć więcej o swojej przygodzie z poezją. Tymczasem na sali zaczęto wołać: wiersze, wiersze…
Niczym tłuszcza żądająca: chleba, chleba…. I zrobiło mi się smutno… Wstęp wolny, gościnna herbata i … ta „presja”. A przecież po prostu można było tylko cicho wyjść. Tak. Ja wiem, że jestem wrażliwa. Może i nadwrażliwa. Ale bardzo bym chciała
doczekać lat pani Janiny i na dodatek nie być starą, zgorzkniałą zrzędą. I to chciałam pokazać naszym słuchaczkom i słuchaczom. Widać nie w pełni mi się to udało. Smutno mi.
Ale kilka dni wcześniej było sympatycznie. Kwestowałam na cmentarzu, jak w zeszłym roku, tylko miałam mniej czasu wolnego, więc krócej. Ale opłaciło się.
Organizatorzy kwesty zadowoleni i już mam zaproszenie na następny rok. Cieszę się – bo to jakbym się odradzała.
Trzy lata temu, jeden z uczniów „Chałubińszczaka” pisał wypracowanie na temat potrzeby pracy.
Miałam okazje je przeczytać. To co najbardziej zapamiętałam, że praca jest człowiekowi
niezbędna do życia. Mówił w nim o duszy złowieka. Człowiek bezrobotny – to jakby chory na duszy. Nie umiem przytoczyć jego słów. Podobno wypracowanie było na „szóstkę”.
Uczeń, a już nauczyciel.