W zeszłym roku robilam wino domowe pierwszy raz.
Oczywiście wielkie emocje – czy wyjdzie.
Moja przyjaciółka powiedziała mi wtedy – pierwszy raz zawsze wychodzi.
Uzasadnie było proste – pierwszy raz jesteśmy dokładniejsi. Potem bywa różnie.
No i miała rację.
14 października nastawiłam wino białe gronowe. Ściśle według przepisu. Pracowało bardzo ładnie. Dziesiątego dnia przestało. Dolałam syropu z cukru, ale nawet nie drgnęło. Więc następnego dnia zasiadłam do Internetu szukając ratunku dla mojego wina (10 litrów!).Znalazłam wskazówki i zgodnie z nimi postąpiłam,
a więc:
a/podgrzałam wino do 70 – 80 oC
b/ dodałam trochę syropu
c/ wlałam nową matkę
Nawet nie drgnęło. Po prostu do wylania.
Wczoraj pomyślałam , że może dodam świeżego moszczu. Akurat przygotowałam już z ciemnych winogron i dodałam już na oko ze 2 litry. Ryzyk fizyk.
Dziś zaczęło pracować.
Emocje podobne tym, kiedy to córki chodziły do szkoły.
Czy dobrze przygotowały się do lekcji?
Wino można będzie smakować po „semestrze”.
Ciekawe na jaką ocenę zapracuje.
Przyjaciele z Kocham Radom także są ciekawi. Więc czekamy.
Dziś 9. listopada.
A więc prawie dwa tygodnie od „zabiegu”. Winko ładnie pracuje. Cieszę się, że nie poszło do zlewu.