TĘCZA

 Wg mojej „pogodynki” już po 18 miało nie padać. Do samego rana. Może nawet i dłużej.
Pewna pogody, więc bez parasola, pospacerowałam na swoją działeczkę.
Po sałatę  i koperek na jutrzejszy obiad.
Tymczasem około godz. 19,30 trochę się zachmurzyło, trochę pokropiło…
I nic nie wskazywało, że zobaczę taką piękną tęczę.
Była bardzo krótko, ale zdążyłam zrobić jej kilka zdjęć.


  Przy tej okazji przypomniał mi się dawno napisany wierszyk.                     

                      Po tęczy zjadę
                      Z najwyższej góry
                      Na kroplach deszczu
                      Wiatr mnie przeniesie
                      Choćbyś się miała
                      Schować za chmury
                      Znajdę cię wszędzie
                      W ogrodzie w lesie

                      Pod parasolem
                      I w najgłębszym dnie
                      Nie skryjesz się też
                      W liście jesienne
                      Ni w ciszę nocną
                      Odnajdę cię w mgle
                      Zdradzą cię zawsze
                      Oczy promienne

                      Bo miłość moja
                      Wciąż nie ma granic
                      A koniec świata
                      Też nie nadchodzi
                      Więc nie uciekaj
                      To wszystko na nic
                      Choćbym cię szukał
                      O chlebie i wodzie

         Tytuł wierszyka: „Znajdę cię”.
         Umieściłam go w tomiku „Zwierciadło” w rozdziale „Smak miłości”.
         Było to w roku 2000. Stare dzieje.