Podobno jestem asertywna. Nie jestem pewna czy to dobrze, czy może niekoniecznie, ale
kolejny raz dałam się namówić na pokaz w domu. Tym razem pokaz podrzucił mi małżonek.
Nie chciałam mu odmawiać, bo kolega prosił i tam takie bajery. Miał to być odkurzacz Roboclean.
( Kilka lat temu byłam u sąsiadki na pokazie odkurzacza Rainbow. Wtedy kosmiczna cena. Były inne przyziemne wydatki. Sprawa się odwlekła. Marzenia się rozmazały. W międzyczasie wiedzy na temat przybyło).
Ten pokaz trwał prawie trzy godziny (zahaczył o ciszę nocną), a odkurzacza nie kupiliśmy.
Mało tego, można było nas posądzić o nienowoczesność, żeby nie mówić o zacofaniu, lekceważenie własnego zdrowia, ignorancję i chytrość. Cóż, jak ma się na karku prawie kopę lat, to jest się po prostu zwykłym betonem. I właśnie na takie betony wyszliśmy. Jeszcze córka nas poparła, bo akurat przyjechała na kilka dni wolnego do domu.
A było tak.
Najpierw to byłam przekonana, ze poznam kolegę. Będzie może jakaś kolacyjka okolicznościowa.
Tymczasem w drzwiach stanęła pani (panienka – studentka, młodsza od mojej najmłodszej córki, więc jakby dla mnie jeszcze dziecko). Przydźwigała ze sobą trzy wielkie pudła. Ile mogły ważyć? Może ze 20 kilo, albo i więcej. Nawet zrobiło mi się jej żal, ale na co komu moje współczucie. Biznes jest biznes. Panienka o nazwisku znajomym na Ka, okazała się nie być znajomą znajomych od kultury. Tym gorzej dla niej, bo zawsze po znajomości łatwiej konwersować i dyskusja częściej bywa owocna. Panienka szybko rozgościła się w gościnnym pokoju na środku dywanu. Stół i krzesła poszły w kąt. Na środku stanęło główne cacko. Panienka niezwłocznie zaczęła swój pokaz. Poprawiła garderobę, nabrała oddechu i postawiła pierwsze pytanie.
– Czy wiecie państwo co to jest za sprzęt?
Oho, pomyślałam sobie. Pytanie zadane profesjonalnie, znaczy tak jak uczono ich na treningach, żeby nie nazwać treningów tresurami. Jako, że jestem kobietą szczególnie wrażliwą, od razu nie spodobała mi się. Widzi przed sobą starszych ludzi, co to mogliby być jej rodzicami, a tak formułuje pytanie.
O! nie, pomyślałam sobie. Nie pozwolę jej, by w moim domu, tak był prowadzony pokaz. Żaden pokaz jak do tej pory nie był prowadzony w formie „tresury”.
Spróbowałam ją nieco rozluźnić, opowiadając o wspomnianym pokazie Rainbow u sąsiadki. Ale ona jakby nie słuchała, albo nie chciała wysłuchać mojej wiedzy, nawet tej o roztoczach. Musiała nam je pokazać na swoich osobistych obrazkach.
Nie powiem. Obrazki wrażenie robią. Pewnie dlatego wyjątkowo dużo przeznaczyła czasu na opowiadanie o nich, o tym jak zjadają nasz naskórek i za chwilę załatwiają się w naszej pościeli. O swędzeniach, o alergiach. Nic tylko drapać się i rzygać. Ale nic z tych rzeczy – my ludzie odporni.
Oczywiście popisywała się wyuczoną wiedzą techniczną odkurzacza.
– Pewnie kopnąłby pan ten plastyk, gdyby leżał panu na drodze? – zadała mojemu mężowi pytanie z odpowiedzią pokazując plastykową część, która rozbija wodę.
Ależ do licha, mój mąż nie jest z tych co kopią w cokolwiek co leży na drodze. Dziewczę chyba się zapędziło takim pytaniem. Poza tym mój mąż to przecież przedwojenny (bo przed wojną jaruzelską skończył warszawską politechnikę) inżynier. Nie jakiś tam po zaocznych studiach w byle mieścinie. Panienka może najpierw powinna się zorientować z kim ma do czynienia? O sobie już zdążyła powiedzieć, że kultura ją nie kreci, bo w wolne to tylko nad rzekę i na ryby. Znaczy nie bywa w kinach, teatrze, ani na koncertach czy wystawach. A studentką jest zaoczną. Być może taka była konieczność, ale absolutnie nie daliśmy jej do zrozumienia, że będzie słabiej wykształcona od tych co są na dziennych studiach i na dodatek na przykład w stolicy. Mało tego, nawet podziwialiśmy, że może pogodzić pracę z nauką. Różne życie pisze scenariusze i trzeba z pokorą je przyjmować. Tacy już jesteśmy.
Wracając do tematu pokazu, takich wpadek panienka zaliczyła sporo. Co się podobało mężowi? Tylko wąż. Nawet głośno zastanawiał się nad jego konstrukcją. Dziewczę podchwyciło jego zainteresowanie i nawet było (mimo oporu mojego małżonka) przeciąganie liny z węzłem.
A co się najbardziej nie podobało? Mężowi, że nie ma kółek, córce, która jest dźwiękowcem, przeszkadzał hałas. Panienka na to odpowiedziała, że to za sprawą bardzo wysokich obrotów silnika, ale firma nad tym problemem pracuje. A mnie? Mnie oczywiście cena – 7000zł na raty, a za gotówkę, gdybyśmy teraz podpisali umowę, to tylko 5 000 zł, na końcówki nawet nie zwracałam uwagi. Pani i na to znalazła rozwiązanie. Jako, że prowadzę działalność gospodarczą, mogę kupić na wyposażenie firmy. Odpisze się VAT i zmniejszy podatek dochodowy. Wyuczyło się dziewczę rady, nie zastanawiając się nad jej sensownością. Wydaje się jej, że jak ma się działalność gospodarczą, to można sobie na firmę kupić choćby samolot. Cóż będę ją pouczać, choćby do jakiej kwoty środki można zaliczyć jako wyposażenie, a kiedy już będą środkami trwałymi. Niech sprawdzi sobie sama, zanim doradzi, a nie wprowadza w błąd ludzi. Nie powiem, żeby mnie nie wkurzyła tym swoim doradztwem.
No i zaczęło się pod górkę, jako że zbliżał się koniec pokazu. Panienka podsunęła listę, abyśmy jej wpisali osoby, u których mógłby również taki pokaz się odbyć. Chciała byśmy jej wpisali imię i nazwisko i ewentualnie telefon kontaktowy z tą osobą. Rozsierdziła mnie.
Jako to? Chce, bym tak sobie, wpisała czyjeś imię i nazwisko i jeszcze telefon na jakąś listę? Musiałabym chyba być osobą nieodpowiedzialną. Ostatecznie zeszło, że może być bez telefonu.
Ale to także dla mnie było niedopuszczalne. Jak ja bym się czuła, gdyby ktoś mnie gdzieś wpisywał na jakąś listę? A jakby lista dostała się w niepowołane ręce? A skojarzenia? Powiedzieliśmy jej, że jak kogoś chętnego znajdziemy, to zadzwonimy. Na to panienka, że nie chciałaby nas narażać na koszty, to ona zadzwoni. O nie! Jeszcze czego. Będzie do mnie wydzwaniać. Nie lubię takich telefonów. Nie i koniec.
Dla rozluźnienia mojego spięcia panienka powiedziała-przyznała się, że właśnie w ten sam sposób ona dziś tu się się znalazła. Miała pokaz u pana Janusza, on zrobił listę, potem ze wszystkimi sam rozmawiał, gdy ktoś się zgodził, jak na przykład mój mąż, dopiero otrzymała od niego telefon do nas. I przecież nic się takiego nie stało. Ale ja wiem swoje. Mój mąż nieco zmiękł i podał jedno nazwisko, że będzie z nim rozmawiał. Ale ona chciała tych nazwisk więcej, choćby 15. Bo za to jej płacą. Niestety, nie widzieliśmy wśród swoim znajomych takich, którzy chcieliby u siebie taki pokaz. Zaproponowałam, żeby wpisała córkę jako gościa, jest teraz warszawianką. Nie skorzystała.
Myślę, że wszyscy byliśmy bardzo zmęczeni. Na więcej pytań zabrakło czasu.
Mąż pomógł dziecku znieść bagaż do samochodu. Zbliżała się 22,30.
Jakoś dziwnie smutno zrobiło mi się na sercu. Dlaczego pokaz nie był bajką?
Nie wyobrażam sobie siebie w roli tak wyszkolonej sprzedawczyni. Sprzedawczynią jestem na co dzień. Może dlatego?
I jeszcze jedno. Tego pewnie na treningach nie uczą, a uczy tego życie. To klient ma rację, nawet gdyby jej nie miał. Chyba że nie zależy nam na pracy.