Jakże szybko ucieka mój czas. Dopiero co była wiosna, a już połowa jesieni. Nawet nie bardzo jest co wspominać. Wszystko kręci się wokół jednej osi – radomskiej osi. Na wielki świat nawet nosa nie wychyliłam. Dobrze, że mam choć swoje „Pietruszkowe Koperkowo”. W te wakacje nawet udało mi się w nim pourlopować kilkanaście dni. Staram się tam także uciekać od codzienności , zwłaszcza na wolne soboto-niedziele. W Koperkowie także piszę swój działkowy pietruszkowo-koperkowy blog.
Tymczasem chcę podzielić się z Państwem informacją o wydarzeniu jakie spotkało klientkę mojego sklepiku.
Jakiś czas temu odebrała telefon. Mężczyzna grzecznie przedstawił się. „Sprawdził” czy rzeczywiście dodzwonił się do właściwej osoby, podając jej imię i nazwisko – także adres. Wszystko się zgadzało. Po tym wstępie zaproponował, że chce specjalnie dla niej wysłać bezpłatne produkty z biżuterii, które ich firma chce wprowadzić na rynek. Jednakże potrzebuje jej zgody. Coś tam jeszcze mówił, ale moja klientka już nawet nie pamiętała, bo to było jakiś czas temu. Podczas tejże rozmowy dzwoniący do niej mężczyzna zagadnął ją o Pesel. Zaskoczona zapytała „po co?”. Wtedy ten mężczyzna natychmiast zrezygnował z jej Pesela, grzecznie ją doinformowawszy, że wyślą jej tę przesyłkę nawet bez Pesela. Zapłaci tylko za koszty przesyłki, biżuteria będzie gratis. To niech wyślą – zgodziła się moja klientka. Wtedy mężczyzna natychmiast zakończył rozmowę, niemalże w biegu odkładając słuchawkę.
I tak po jakimś czasie moja klientka otrzymała tę przesyłkę. Była ona najzwyczajniej w świecie wrzucona do skrzynki pocztowej. Paczuszka formatu A4, a w niej jakaś tam biżuteria i faktura na ok. 25 zł. Rzeczywiście tylko za koszty przesyłki. Jeden z łańcuszków od razu rozerwał się, a koraliki i kolczyki oddała koleżance, bo akurat jej do niczego nie pasowały. Jednakże na pocztę poszła i fakturę zapłaciła.
Kilka dni temu w jej skrzynce pocztowej znajdowała się kolejna przesyłka z tejże firmy. Zdenerwowało to moją klientkę. Wzięła tę przesyłkę i nawet nie otworzywszy jej, odniosła na pocztę. Poczta paczuszkę przyjęła bez jakiegokolwiek pokwitowania. Wracając z poczty wstąpiła do mojego sklepiku, żeby podzielić się swoim problemem. Od słowa do słowa doszłyśmy, że przypuszczalnie firma wyszukuje w starych książkach telefonicznych potencjalnych nabywców ich towarów, po czym dzwoni do nich z propozycją, w sposób jaki mniej więcej powyżej przedstawiłam. Zdecydowałyśmy się na napisanie do tej firmy jakiegoś pisma zamykającego sprawę. W domu na spokojnie sprawdziłam firmę w Internecie, także od strony prawnej. Okazało się, że sprawa nie jest taka prosta. W myśl aktualnie obowiązujących przepisów moja klientka zawarła z nimi umowę.
Napisałyśmy do nich pismo o następującej treści:
Pismo zostało wysłane za potwierdzeniem odbioru. Czekamy na ich reakcję.
Tymczasem przejrzałam swoje stare książki telefoniczne. Rzeczywiście – w tej z roku 1998 – baza danych niemal w komplecie. Imię i nazwisko, ulica, numer domu/lokalu. Tylko siąść i wybierać. Naiwnych nie brakuje.
Opowiadam tę historię moim znajomym, w szczególności starszym ludziom posiadającym stacjonarne telefony, bo to właśnie oni są potencjalnymi kandydatami takich nadużyć. Są zaskoczeni, gdyż prawdopodobnie i oni by tak postąpili, jak ta moja klientka.