Dlaczego ja? – pytała mnie moja bliźniaczka umierając. – Nie piłam, nie paliłam, męża nie zdradzałam, dziećmi zajmowałam się najlepiej jak potrafiłam, dbałam o dom, o zdrową kuchnię, o zdrowie rodziny. Pijaki po rowach nocują, złodzieje kradną, biją się … Czy zasłużyli, że żyją do starości, a ja muszę umierać. Dlaczego ja?
Było to 16 lat temu. Dzisiaj Jej słowa dźwięczą jeszcze mocniej, a pytanie „Dlaczego ja”, nadaje im szczególnego rytmu.
29 czerwca w poniedziałek byłam na spotkaniu z ks. Janem Kantym Kaczkowskim, które zorganizował Radomski Klub Środowisk Twórczych i Galerii „Łaźnia”. Monika, moja córka jest wolontariuszką w Fundacji „Dobrze, że jesteś”. Jest czytelniczką książek księdza, bywa na jego spotkaniach, nawet odwiedziła jego hospicjum w Pucku. Są w tym samym wieku. Na to spotkanie przyjechała specjalnie z Warszawy.
Nigdy nie byłam na takim spotkaniu. Ksiądz opowiadał o sobie, a swoich zwykłych ludzkich problemach, o trudach dnia codziennego. W swoim przekazie jakby odpowiadał na nasze pytania. Słuchając zdawało się, że na wszystkie dał wyczerpującą odpowiedź. Nic dodać – nic ująć. Tymczasem ksiądz poprosił o dodatkowe pytania – nawet trudne. Mężczyzna z widowni zapytał o eutanazję. Ksiądz wspomniał o testamencie życia. Nie śmiałam zapytać czy takowy już sporządził.
Do domu wracałam sama. Monika jeszcze chciała zamienić kilka słów z księdzem – była kolejka. Została. A ja wracając rozmyślałam nad tym spotkaniem. Próbowałam sobie przypomnieć jego zdanie na pytanie „dlaczego akurat jego spotkała ta choroba”. Bynajmniej nie winił Boga. Według niego to tylko dzieło przypadku.
I właśnie w tym momencie usłyszałam w uszach zastygły głos siostry: „Dlaczego ja?” . Może już powinnam przestać szukać odpowiedzi na to pytanie i uwierzyć słowom ks., Jana Kantego Kaczkowskiego, że to dzieło przypadku, biologicznego przypadku i nie gniewać się na Boga?