Między zachodem księżyca a wschodem słońca.

13 sierpnia 2025 – godz. 5:20

Dzisiejszy poranek wyjątkowy. Dawno nie widziałam z okna mojej sypialni tak zachodzącego księżyca – srebro w najczystszej postaci. Wyrazisty, spokojny powoli schodził na ziemię, jakby chciał powiedzieć, że swoją misję zakończył. Jakże wymowny był jego przekaz. W okamgnieniu przeleciał mi w myślach mój życiorys. Też był wyrazisty. Zdałam sobie sprawę, że i ja zakończyłam swoją misję i nadszedł czas, abym powoli schodziła na ziemię. Zdałam sobie także sprawę, że budzący się dzień będzie dla mnie kolejnym wyzwaniem. Czerwone wschodzące słońce, wznoszące się ponad zieleń drzew, wyraźnie dawało mi sygnał, że może ono nie być łatwe, a może nawet już nie na moje siły.

Ale jak każdy poranek, tak i ten przywitałam codzienną kawą i krótkim zapiskiem z minionego dnia w dzienniczku – codzienniczku. Dawniej jeszcze zapisywałam plan na nadchodzący dzień. Ostatnio zapisuję tylko temperaturę i prognozę pogody według portalu Interia. Dzisiaj właśnie mija pół roku odkąd nie piję kawy w towarzystwie mojej kotki Fiony. Smutne to wspomnienie.

Czas swoje plany realizuje bardzo szybko. A moje plany, moje marzenia? Niektóre też się zrealizowały, ale wiele z nich zeszło ze swojej drogi na pobocza, wiele zostało zdeptanych na zawsze, a te które jeszcze zostały – beznadziejnie wloką się latami. Dlatego już nie planuję nadchodzącego dnia, a cieszę się z każdej nadchodzącej godziny.