Odkąd wprowadzono reformę szkolnictwa problemem są gimnazja. Nauczyciel gimnazjum narzeka, że nie może realizować zadanego programu, bo musi „wrócić” do podstawówki. Licea narzekają tak samo, bo muszą robić powtórki z gimnazjum. A co z programem licealnym? Co z maturą? Jakie będą studia? Podobny podział można zastosować także w kwestii wychowawczej. Gimnazjaliści pierwszych klas, to jednak jeszcze „tamte dzieci z podstawówki”, a klas ostatnich to jeszcze nie licealiści.Jakie jest miejsce gimnazjalisty w szkole? Czy gimnazjalista wie? Myślę, że trzeba wrócić do podstaw, do bazy i zadać sobie podstawowe pytanie: czym jest szkoła? Czy dobrodziejstwem, czy złem koniecznym?Czy powszechny dostęp do wiedzy, to przymusowa szkoła.Nagle po gdańskiej tragedii zaczęto głośno mówić, o tym co się stało?A przecież to dzieje się codziennie. Trzeba zacząć od początku. Zacząć od podziału na tych bogadych i tych biednych. Nie oszukujmy się. Taki podział był jest i będzie. Tylko najpierw trzeba go nazwać po imieniu, ot choćby gwiazdkami, jak hotele. A z wszystkim, jak z butami.Biednemu niewygodne buty będą zawsze butami, bogaty powie że to chłam i odda je biednemu i jeszcze będzie się chwalił, że mu pomógł. Tak samo jest i ze szkołami i z dostępem do pracy, nawet z dostępem do kościoła.Trzeba wrócić na ziemię. I zacząć od początku.