Godz. 8.10. Rozsiadamy się na skraju lasku. W planie dalszej trasy będzie obejście „oczyszczalni ścieków”, ale jak daleko za oczyszczalnią nie wiemy, bo znów mapa nam się „urwała”.
Ale najpierw I śniadanie: placki z patisonów i pomidory. Patisony i pomidory „Avizo” z mojej działki oczywiście. Do tego termosowa gorąca herbata. Po śniadaniu dłuższa chwila na odpoczynek i na uzupełnienie tekstu (zdjęcie 173). Obok nas przejeżdża rowerzysta. Zatrzymuje się przy nas, nawet schodzi z roweru, by zapytać, czy jesteśmy na grzybach i teraz odpoczywamy. W kilku zdaniach wyjaśniamy cel naszej wycieczki i pytamy o granicę Radomia. Też nie wie dokładnie gdzie. Może gdzieś za oczyszczalnią? Oczyszczalnia jest ogrodzona, może to granica Radomia, a może granica jest na Pacynce? Jak daleko Pacynka jest poza naszą mapą – nie wiemy. Decydujemy się iść wzdłuż ogrodzenia oczyszczalni. Rowerzysta pokazał nam ścieżkę, którą powinnyśmy iść. Powiedział, że ścieżka jest wyraźna, bo ludzie także tamtędy chodzą, jeżdżą też rowerami. Jeszcze chwilkę posiedziałyśmy, rowerzysta zniknął w lesie. Może także pojechał tamtą ścieżką?
Ścieżka widać, że jest użytkowana (zdjęcie 174). W lesie – tambylizmy – śmieci. Ale nie tylko.
Siatka w ogrodzeniu (siatka w ramach) wycięta lub uszkodzona. Pewnie kusiła złodziei. Wyciętą zastąpiono płytami z bloczków. Powstał swoisty mur. Sporo tego. Nie możemy zrobić zdjęcia, bo baterie jeszcze nie nagrzały się pod biustem.
Przechodzimy przez kanał ze śluzą. Tędy oczyszczona woda odprowadzona jest do Pacynki (zdjęcie 175). Przed nami ul. Energetyków i piękny widok na dolinę rzeki Pacynki. Za nami 6 kilometrów trasy. Jest godz. 8.40.
Kocham Radom.
cdn …