TURKUSOWY SZLAK – część 7

Minęła godz.11.30. Jesteśmy na ul. Wolanowskiej na przystanku naprzeciwko Aresztu Śledczego.
Odpoczywamy i uzupełniamy zapiski.
Ul. Wolanowska zapisała się w mojej historii szczególnie pozytywnie. To osiem lat mojej pracy zawodowej w Rejonie Dróg Publicznych. Tu poznałam wielu przyszłych swoich przyjaciół.
Tu odbyłam staż zawodowy jako inżynier z zakresu budownictwa drogowego, tu otrzymałam uprawnienia na budowę i wykonawstwo dróg i mostów. To był szczególny dla mnie czas.

Ulicę Wolanowską przeszłyśmy lewą stroną. Granica Radomia jest oddalona może 200 m od ulicy. Na planie jakieś rowy melioracyjne. Miałyśmy wątpliwości, czy uda nam się tamtędy przejść, choć kusiło Ujęcie Wody przy ul. Wapiennej. Teraz, opracowując tekst widzę z mapy satelitanej, że można było pokusić się przejść tamtędy. Widok z satelity nawet ciekawy.
Ale aż tak do wycieczki nie byłyśmy przygotowane.
Kiedyś ul. Wapienna było po prostu asfaltową drogą do Cerekwi. Odkąd powstał nowoczesny węzeł wraz z ulicą łączącą ul.Wolanowską z ul. Maratońską, mamy ul. Wapienną. Ta część ul. Wolanowskiej niczym szczególnym się nie wyróżnia. Typowe prywatne posesje z domkami jednorodzinnymi. Dwa przydrożne krzyże po prawej stronie. Jeden drewniany (zdjęcie 98) na końcowym przystanku „8” stoi samotny niczym strażnik; a drugi betonowy (zdjęcie 99) – strzegą go dwa duże drzewa. Obydwa, w zestawieniu ze szrotem w pobliżu ul. Wapiennej (zdjęcie 100) i Aresztem Śledczym (zdjęcie 104), stają się szczególnie wymowne.
Na zdjęciach 101, 102, 103 i 105 pokazany tenże węzeł komunikacyjny, nie jakieś tam zwykłe skrzyżowanie dróg.
Po drodze do więzienia (ależ to brzmi) zatrzymała nas sąsiadka tejże sławetnej posesji. Grabiła trawę na swoim poboczu. Bardzo była ciekawa dokąd podążamy. Szybko domyśliła się, że jesteśmy matka z córką. Oczywiscie z uśmiechem o wszystkim jej opowiedziałyśmy. Była zachwycona naszym pomysłem. Namawiała nas, żebyśmy koniecznie powiadomiły o naszej wycieczce „Oko” lub „Przegląd Radomski”, albo „7 Dni”, bo to niespotykane, a oni lubią o takich rzeczach pisać, nawet za darmo. Zapytałam, czy ma tam kogoś znajomego, żeby o nas szepnął w redakcji, ale niestety nie miała. Ona czyta te gazety, bo są za darmo. Dużo ludzi by się o naszej wyprawie dowiedziało. Ona też by chętnie na taką wycieczkę poszła, bo pomysł bardzo jej się spodobał, ale niestety ma chory kręgosłup. Musi bardzo często odpoczywać na leżąco. Także nie znosi upałów. Bardzo interesowały ją nasze kijki. Ona też już widziała ludzi z takimi kijkami.
Zapytałyśmy ją, czy uda się nam obejść więzienie. Powiedziała, żeby raczej nie ryzykować. Ona, jak kiedyś wracała z Milejowic i zauważył ją strażnik z wieżyczki, musiała zawrócić. Poradziła, żebyśmy poszły „aleją kasztanową”. Jednak nie znałyśmy tej alei, dlatego zostało nam trzymać się mapy. Z jej uśmiechem i z jej „szczęść Boże na drogę” rozeszłyśmy się.
Jeszcze kilka łyków wody i dalej w trasę w kierunku osiedla Wacyn.
Kocham Radom.

cdn…