TURKUSOWY SZLAK – część 2

Start.

Godz. 7.00.
Stoimy przy torach. Przed nami nasze miasto Radom. Wyciągam kartki do notowania, aparat fotograficzny. Ania będzie robić zdjęcia, ja będę opisywała ciekawsze spostrzeżenia z trasy. Taki podział ról u nas najbardziej się sprawdza. Zrobimy dokumentację roboczą, żeby na jej podstawie mogło potem powstać opowiadanie o naszej niecodziennej wyprawie.
Symboliczny pikietaż trasy na mapie – planie Radomia (wydanie 2, opracowane w Polskim Przedsiębiorstwie Wydawnictw Kartograficznych im. E. Romera S.A. – aktualizacja 2007r.). ułatwi i urozmaici relację z naszej wycieczki. Ale naniosę go już w domu, bo nie wiemy jeszcze dokładnie, którędy będziemy iść. Bo że granicami miasta, to oczywiście, ale jak nie bedzie przejścia to, będziemy iść w pobliżu granicy.
Przy okazji wyjaśnię, że pikietaż to drogowy termin z zakresu projektowania dróg. Do jego wykonania posłuży mi zwykły cyrkiel-kroczek, który pożyczyłam od mojego kolegi Tadka. Moje przybory kreślarskie „rozeszły się”, odkąd nie pracuję w drogownictwie. Ale na szczęście mam jeszcze przyjaciół, którzy w sprawach „ważnych” nie odmawiają mi pomocy.

Wyruszamy. Skręcamy w lewo, na zachód. Przed nami pierwszy niecały kilometr trasy. Droga polna, miejscami wzmocniona odpadami masy asfaltobetonowej, żużlem itp. Na pierwszym planie widok na mój kościół parafialny p.w. Matki Odkupiciela ( zdjęcia od 2 do 12).
Opuszczamy Osiedle Południe i kierujemy się w stronę osiedla Potkanów.
Na trasie „tambilizm”. Jakiś czas temu wymyśliłam taki termin na zjawisko niechcianych śmieci. Termin wyraźnie wskazuje, że śmieci nie spadły z nieba, tylko zostały tam jako ślad naszej obecności w tym miejscu z różnych powodów: odpoczynek podczas podróży, piknik…
Najczęściej jednak są to udane próby pozbywania się przez nie-miejscową ludność odpadów w sposób: „może nikt nie zauważy, a jeśli nawet, to co z tego”.
Tak więc na zdjęciach 9, 10, 11 widzimy taki tambylizm głównie w postaci opon samochodowych.

Kończy się droga polna. Obchodzimy wysoki trawiasty nasyp, może to element lokalnej oczyszczalni ścieków, a może coś innego (zdjęcie 12) i wchodzimy na ul. Warsztatową.
Po lewej stronie fabryka: International Tobacco Machinery, zlokalizowana pomiędzy torami, a naszą trasą. Ładnie się prezentuje od strony ul. Warsztatowej. Porządek w otoczeniu, przycięta trawa (zdjęcie 16). Gorzej z drogi polnej (zdjęcie 13), bo widać ją na tle zachwaszczonych ugorów. Ale kto tamtędy chodzi?
Na zdjęciu 14 i 15 ul. Warsztatowa w stronę centrum. Raczej przypomina drogę wiejską niż miejską ulicę. To także trasa autobusu „25” na os.Potkanów.
Pierwszy kilometr trasy za nami. Jesteśmy na skrzyżowaniu ulic: Warsztatowej, Żelaznej i Potkanowskiej (zdjęcie 17). Na widoku po prawej stronie bydynek b. Telefonii Pilickiej i ogromny maszt. Obecnie MNI Telecom Sp. z o.o. Na dalszym planie zdjęcia – za telefonią „Komandor”.
Na zdjęciu 21 jeszcze raz budynek Telefonii/MNI.
Na zdjęciach ( 22, 23) jeszcze raz fabryka Komandor. Ja ją kojarzę głównie z szafami „Komandor” i myślę, że w tym ta fabryka się specjalizuje.
To wielkie osiedle Potkanów. Pachnie tu stalą i żeliwem.
Po lewej stronie ul. Żelaznej, czyli po stronie torów zlokalizował swą bazę „ZYKODRÓG”. Nigdy tu nie byłam, a mam do tej firmy szczególny sentyment. Pracują tam moi koledzy po fachu (zdjęcie 19). Wrażenie robi wielka otaczarka. Ile ton masy na godzinę produkuje? – pewnie ze 100. Kiedy ja podjęłam pracę jako kierownik Wytwórni Mas Bitumicznych w Wincentowie w roku 1978(dziś pewnie po niej nawet nie ma śladu) na bazie pracowały początkowo dwie otaczarki: „12” i „25”. W 1979 roku pracę rozpoczęła trzecia – nowoczesna , automatycznie sterowana – „50”. Wtedy szczyt techniki. Produkowala na godzinę 50 ton masy asfaltobetonowej. Głównym operatorem był p. Tadeusz P. Pracowaliśmy na dwie zmiany, albo na przedłużoną zmianę, żeby wykonywać plany budowy dróg. To były bardzo ciężkie 3 lata pracy. Najgorszy był pył i rozładunek kruszywa na bocznicy kolejowej. Kosztowała dużo zdrowia nie tylko mnie, ale także i pracowników. Szczególnie sentymentalnie wspominam panią Pipową, która sumiennie pilnowala w tunelu mączki. Czy jeszcze żyje? To było 30 lat temu.
Przy Zykodrogu zatrzymałyśmy się nieco dłużej, żebym mogła Ani o tym opowiedzieć, a także opowiedzieć jej jak taka wytwórnia masy bitumicznej – potocznie nazywana „otaczarką” – pracuje.

Jest godz. 7,30. Za nami drugi kilometr trasy.
Powoli dochodzimy do końcowego przystanku autobusu miejskiego linii „25”.
Jest on przy samym RADPEC, który mamy po lewej ręce (zdjęcia 24 – 27).
Radomskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej „RADPEC” Spółka Akcyjna.
Zakład o 40-letniej tradycji. Zajmuje się wytwarzaniem i przesyłaniem ciepła (zdjecie 28).
Większościowym akcjonariuszem spółki jest Gmina Miasta Radomia.
Kończy się RADPEC, kończy się linia autobusowa, kończy się też dobra droga. Wchodzimy na utwardzoną żużlem, ale najgorzej nie jest. Kierujemy się do ul. Stalowej.
Przed nami około kilometra drogi, po trasie kolejny tambylizm (zdjęcie 29). Tym razem porozrywane niebieskie worki ze śmieciami.
Kocham Radom.

cdn…