TURKUSOWY SZLAK – część 9

Przed nami około 5 km „zielonej” drogi. Będą nam towarzyszyć dwa Rodzinne Ogrody Działkowe (ROD) i Las Kapturski. Zdawałoby się, będzie fajnie, tymczasem znów te tambylizmy – na tyłach internatu Kolegium Licencjackiego UMCS (zdjęcia 113, 114). Komentarz nasuwa się sam.
Ale dalej, wzdłuż drugich ogrodów działkowych, już jest przyjemnie. Próbujemy mirabelki w trzech kolorach: żółte, bordowe i czerwone (zdjęcia 115,115), gminne jabłka jeszcze nie dojrzałe. Chwilę przyglądamy się działkom przez siatkę (zdjęcie 118). Tu ma swoją działkę moja przyjaciółka Ewa. Pięć lat temu zdarzyło się, że zaprosiła mnie pierwszy raz na swoją działkę. Spodobało mi się, złapałam „wirusa” i dziś też mam taką działkę, tylko w ROD na Godowie.
Idąc dalej myślałyśmy, że uda się nam jakoś działki obejść, by dojść do ul. Chabrowej. Ale niestety, musiałyśmy się wycofać (zdjęcie 117) i iść przez Janiszew (zdjęcie 119) do ul. Zielonej. Dołożyłyśmy więc około pół kilometra. Jakiś gość na rowerze pytał, czy aby nie zabłądziłyśmy.
Ale nie, trzymamy się przecież mapy. Uliczka graniczna między Janiszewem a ul. Zieloną szlaka.
Wiadomo – miejska (zdjęcia 120, 121). Widać wójtowie lepiej dbają o sąsiedztwo, niż prezydent miasta. Zauważymy to jeszcze wielokrotnie w dalszej drodze.

Jest godz. 13.00. Jesteśmy z powrotem w Radomiu na ul. Zielonej (zdjęcia 122,123,124). Na widoku Kościół Zesłania Ducha Świętego, ale my pójdziemy brzegiem Lasu Kapturskiego. Tylko gdzie ten las się zaczyna? Zatrzymujemy staruszka. Pytamy, trochę zdziwiony, ale odpowiada, że tak. Ale jak nazywa się ta polna drogo-ulica, to już nie wiedział. Według planu to ul. Chabrowa. Przytaknął, że może Chabrowa. Więc idziemy (zdjęcie 125, 126, 127). Przed nami może ze dwa kilometry trasy brzegiem lasu. Po lewej stronie nadal Janiszew z janiszewską numeracją zabudowań. Jakby powstawało nowe osiedle. Przy jednej z posesji nawet oczko wodne. Droga na razie polna, ale już budowany wodociąg. Tylko patrzeć jak powstanie piękna ulica na brzegu Lasu Kapturskiego. Wieś „wpycha się” do miasta. Na jednej z posesji suszy sie pranie pościeli na rozłożonej suszarce, nie na sznurkach od drzewa do drzewa. Po podwórku krząta się młoda gospodyni. Tuż przy drodze, ale w lesie, bawi się chłopczyk. Widzi nas z daleka i z daleka mówi nam „dzień dobry”. Oczywiście uśmiechamy się do niego. Odpowiadamy dwuosobowym chórem „dzień dobry”. Przygląda się nam. Pytam go – co robi? Odpowiada, że zbiera żołędzie. A na co te żołędzie? Na ludziki. Ludziki na zapałki? Tak. To życzymy ci ładnych ludzików. Dziękuje i zbiera się do domu. To była bardzo rzeczowa rozmowa, a chłopczyk miał może 4 latka. O, jakże podniósł nam skrzydła. Za nami 18 kilometrów drogi.
Według planu powinnyśmy przejść przez ul. Janiszewską. Tylko która to, żeby nie pomylić z Folwarczną. Musimy jednak kogoś zapytać. Zatrzymujemy się przy posesji, gdzie trwa budowa. Dziwnie na nas patrzyli, jak na intruzów. Ale powiedzieli, kiedy będzie ul. Janiszewska i że można dojść bokiem lasu do Wólki Klwateckiej. Może nie będzie tak wygodnie, ale nawet rowerem da się tam przejechać. Po takich informacjach nic tylko zrobić przerwę na śniadanie. Ale najpierw przechodzimy przez ul. Janiszewską (zdjęcia 128, 129).
Kocham Radom.

cdn…